Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   18   —

Trudniej mu było zorjentować się w życiu publicznem Cudna, gdyż, pomimo usiłowań, dotąd polityki tutejszej nie mógł zrozumieć. Politykiem wprawdzie nie był, ale miał o zasadach społeczeństw pojęcia wyrobione, proste i jasne, wzorowane na angielskich. Tutaj błąkał się i natrafiał ciągle na poważne zagadki.
Raz naprzykład uzyskał audjencję u ministra handlu i przemysłu, którym był podówczas zacny Dr. Powidło, rodem z Galicji, namiętny mineralog. Szaropolski przedstawił ministrowi swój projekt wielkiej kooperatywy zbożowej, któraby wyzwoliła handel zbożem z rąk pośredników i przekupniów, a skierowała na właściwe szlaki aprowizacyjne i, w razie nadmiaru produkcji — na eksportowe. Minister nie zganił projektu, ale zakwalifikował go do „muzyki przyszłości“. Obecnie projekt jest niewykonalny z dwóch głównie przyczyn: handel zbożem trzebaby przemocą wyrwać z rąk Żydów, a drażnienia tej części ludności rząd nasz programowo unika; powtóre — zbiory cerealiów rekwirowane są przez sprzymierzone z nami władze niemieckie.
— Pan niedawno w Cudnie? — zakończył minister z dobrotliwym uśmiechem.
— Od tygodnia — odrzekł Szaropolski.
I zabierał się do wyjścia, zawstydzony, że