Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   228   —

regu oczekujących, lecz dla zbadania, czego tłum czerwony chce od nowego rządu, co najmniej łagodnie względem prolctarjatu usposobionego? Nie dostrzegł jednak tym razem niesionych na drągach napisów programowych, tylko usłyszał parę oddalonych jeszcze, spazmatycznych okrzyków, pokrywanych aprobacyjną wrzawą. Były to zapewne: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!“, albo: „Śmierć burżujom!“
— To już znamy — rzekł półgłosem, flegmatycznie.
Ale krótkie to zdanie wywołało pomruk jego sąsiada na chodniku, sangwinika, który zaczął mleć przez zęby liczne wyrazy, ubliżające manifestacji.
— Czego oni chcą? czy pan wie? — odezwał się Szaropolski.
— Czego chcą?! — Pieniędzy bez roboty, żarcia cudzego chleba, wypuszczenia bandytów z więzień — takich bagatelek, panie!
— No, do tego nie przyznają się wyraźnie. Ale dlaczego wybrali się na przechadzkę? Dokąd idą? — czy panu nie wiadomo?
— A idą podobno rozbijać wiec, na którym przemawiają porządni ludzie.
— To się zapewne spotkają z oporem policji?
— Policja u nas?! Czy pan nie z Cudna?