Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   129   —

tylko fortepian, bo to gmach i tamby się nie zmieścił.
— Jak pan każe; jestem posłuszna. Ale radzę nie pogardzać moją pomocą. Ja się panu przydam — mam czasem szczęśliwe pomysły. Znam się też na gospodarstwie kobiecem, o którem wy wszyscy nie macie pojęcia.
— Myślałby kto, panno Marusiu, że zakładamy wielki dom na długie lata. A to tylko prowizoryczne, zanim nie znajdziemy czego lepszego.
Różowa gadułka przycichła i zadumała się:
— A przecie tu tak ładnie! bzy kwitną. —
— Jakie bzy? gdzie je pani widziała?
— Te krzaki na podwórzu to bzy! Opowiadał mi stróż, że kwitną ogromnymi bukietami.
— Może być; nie znam jeszcze swojej niefortunnej posesji w maju. Tylko teraz grudzień i buda ponura, bo nie spełnia zadania, do którego jest przeznaczona. Dopiero pani wniosła tu nutę weselszą.
— Ach, jak jabym ją rozśpiewała!
Ponieważ Szaropolski nie odpowiedział, panna Malankowska przyczepiła do poprzedniego wykrzyknika zapytanie:
— Pan lubi muzykę?
— Bardzo; ale zaledwie rzępolę na fortepianie.