Strona:Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„z misyą“ na zewnątrz; takim był plan działalności na przyszłość, plan dosłownie ręką Napoleona skreślony. Przeszkód znikąd się nie oczekiwało, nie było ich widać. Chwilowe podrażnienie Anglii w kwestyi duńskiej łatwo uśmierzy kilkadziesiąt ofiarowanych akcyj kanału Suezkiego; olimpijskie czoło ks. Gorczakowa rozfałduje się na widok odpowiedniej postawy Francyi na wschodzie; Austrya nie może żądać większej dla siebie rękojmi życzliwości nad tę, jaką posiada w osobie p. Drouyn de Lhuys.. A co do Prus... „W tych dniach dowiemy się o tem czegoś pewniejszego“—pisał cesarz do hr. Walewskiego dnia 2-go października 1865.
— Ale, ale — zagadnął nagle Napoleon księcia O...a.—I coż to za konspiracye prowadzicie tam panowie we trzech od tygodnia: pan, Merimée i jego ekscelencya pruski prezes ministrów?
Kończono właśnie śniadanie i cesarzowa zamierzała już opuścić zgromadzenie, zabierające się do cygar. Ale się cesarzewicz ociągał nad owocami, które lekarz domowy zalecił był w slawnej swego czasu recepcie: „do czterdziestu funtów na dobę bez pytania, do osiemdziesięciu za zezwoleniem matki.“
Książę O. odparł flegmatycznie, poprawiając swą opaskę na czole:
— Ano, pan Bismark przybył znów ofiarować to, co nie należy do niego..
Zaśmiano się. Zręczne to było posłużenie się słowami cesarza: „il vient de m’ofrir ce qui ne lui appartient pas”, wyrzeczonemi w Biarritz poprzedniego jeszcze roku po odprawie, danej natrętnemu gościowi z Berlina.