ostatni grosz. A kiedy tu raz zajechali po mnie Kozacy i aresztowali mię, na dwa zresztą dni, o to, że prowadziłem szkółkę bez pozwolenia, we dwudziestu wsiach zagotowało się, jak w kotle.
— Stokroć cię bardziej za to kocham!
— A ty gdzieś wtedy był, coś wypracował? Przez pamięć ojca! Nie chciałbym usłyszeć, żeś brał udział w tem, co robili współwyznawcy twoich wierzeń. Ileż to krwi wylano za lada podejrzeniem, ile wylano niewinnej! A hasło? „Za mniejsze winy karaliśmy śmiercią“, — „lepiej zgładzić dwu niewinnych, niż puścić jednego szpiega“, — a wreszcie: „winien czy nie winien — kulą w łeb, skoro padło podejrzenie“. Z takiego zatracenia prawdy, z tej otchłani rozbestwienia mogłoż wyrosnąć zdrowie nowego życia? Jeszcze nie zaczęli być rządem nowym, a już wdrożyli wszystkie zbrodnie i nadużycia rządów starych! Powiedz mi, gdzie jest rezultat całej twojej roboty? Gdzieś za granicą na uniwersytecie deklamowałeś w gronie współwyznawców, a później siedziałeś w więzieniu.
— Gorzej, bracie! Gdyś ty wyprodukowywał zboże i pieniądze, to ja wtedy do upadłego tańcowałem.
— Jakto — tańcowałeś?