Przejdź do zawartości

Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dach nad głową, opał i odzież. My nie jesteśmy wyzyskiwaczami; ja płacę dobrze, chcę się opiekować starością pracownika, jego chorobą i kalectwem.

JAN

— To dobrze, Benie, stokroć cię bardziej za to kocham. Ty jesteś człowiek osiadły, człowiek rozumny, człowiek skończony. Należysz do niezmiernego rzędu tych, którzy powolnemi pracami rozwijają siły narodu, kształtują codzienny, życiodajny czyn, którzy uwielbiają długie życie, tworzą bogactwa i zdobywają je dla pięknych kobiet, żeby wśród powodzenia i spokoju zażywać owoców swojej i cudzej pracy. Należysz do tych, którzy tworzą materyalną kulturę narodu, istniejącą siłę jego trwania. A ja, bracie, jestem przechodzień, który wciąż musi iść z miejsca na miejsce, musi iść tam, dokąd go popycha natchnienie.

BENEDYKT

— Natchnienie! Pókiż będziesz wierzył w moc napuszonych słów, w piękne konstrukcye pięknych myśli, które jednak nie zawierają w sobie żadnej treści? Kiedyż nareszcie spostrzeżesz oczywiste prawa współżycia ludzkiego, które, jak natura, niezłomnie panują nad nami? Te prawa urabiają wolę naszą! Wyobraziłeś sobie jakichś ludzi, jakieś stosunki i jakieś obyczaje, których wcale na tej ziemi niema. Przypatrz się ludziom i miejscom!

JAN

— Cesarz Japończyków dobrowolnie zrzekł się roli syna słońca i conajmniej połowy swych praw. Czy przed doko-