Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PIĄTY

— A tak, my tu są wszyscy iz pod trioch zaborow.

TRZECI

— Chrypa chodził bez szelek po Krakowie, słuchał, jak hejnał grają, rączki jaśniepanom całował za to, że portek nie ma, a teraz swój własny zegar nosi na łańcuchu ze śrybła, brzucha nie może zapiąć w łódzki kort, trzydzieści papierów chowa co miesiąc w pulares.

CHRYPA

— Zarobek jest, abo go niema. Ale który z was, gnojki warszawskie, potrafi tak się spracować, jako ja? Już jak ja, bracie, tnę kramolnika w pępek, to od jednego tchu macha kozła na Brudno, w piachu się bawić. Nasza krakowska: nie dajmy się!

SZÓSTY (śpiewa półgłosem)

„A trzeciemu koszulę do pasa
I wygnała z kozami do lasa...“

PIĄTY

— Co womitujesz, Stasiek, te wiersze? Co siebie smęcisz i drugiego, te, warszawski poeta? Całe, mówię, towarzystwo we flanelę owijasz i smęcisz, kapusiu zatracony.

TRZECI

— Daj mu spokój, daj spokój i sam siedź cicho.