Przejdź do zawartości

Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KRZYK TŁUMU

— Nie rozumiemy, o czem gadasz. Gadaj nam z rozumu do rozumu!

CZAROWIC

— Mówię do was szczerze. Podnoszę do majestatu waszego cierpienia głos mojej samotnej duszy. W was, ludu roboczy, który jesteś w niedoli swej świętą raną bolesną, wiecznie otwartą na błoto, sypki kurz i mróz, — tai się w ukryciu tyrania, wyzysk, zdrada, rozpusta i wszelka zbrodnia, która przed oczyma waszemi jawnie wybuchła w uczynkach waszych tyranów, wyzyskiwaczy i rozpustników, żyjących z waszej krwi.

KRZYK TŁUMU

— Precz! Znieważa nasz ból! Oszust! Wygnać! Wyrzucić!

CZAROWIC

— Skoro my, samozwańcy, podejmiemy walkę ze sobą i ze światem, ażeby do was przyjść w nagości naszych ciał, — skoro każdy z nas zamknie w sobie całą polską ojczyznę, to i każdy z was to samo uczynić musi. I wy musicie podjąć walkę ze sobą.
Tak tylko we wszystkich nas może zstąpić polska ojczyzna. Tak ozdrowieje ciało polskie. Tak się wyzwoli dusza.

KRZYK TŁUMU

— My nie mamy portek, więc nie mamy co zwłóczyć. Żony nasze radeby właśnie czemś okryć nagość swojego brudu.