Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lenie. Naród polski sam, przez bezwład duszy swojej, wzywa najezdniczy rząd, żeby regulował sprawy między Polski odłamami. Któż nam wszystkim może odjąć siłę przeistaczania się z kształtu w kształt? Kto zaprzeczy narodowi prawa do stawania się dobrowolnie ludem? W naszej to jest mocy zjednoczyć ręce i poprzysiąc sobie wyzwoliny. Jeżeli każdy z nas da prawą rękę na to, że pójdzie w jednym ze wszystkimi celu, któż nas złamie?

GŁOS W TŁUMIE

— Czy to tylko nie prowokator?...

CZAROWIC

— Jeżeli w tę drogę pójdziecie, dokąd ja idę sam, nie zlęknięcie się prowokatora. Pół serca polskiego zgniło od skira. Nie można już w kole braci mówić do braci bez ohydnego przekleństwa trwogi, że słucha w kole utajony szpieg. Nie można słuchać mowy braterskiej bez plugawego pytania w sercu: azali nie przemawia zdrajca. Wytężył wróg siłę swoją dzięki nam samym tak daleko, że zasiadł w kole naszej narady i w szepcie spisku naszego uczestniczy. Wyzywa na śmierć śmiałka i wiesza go ze śmiechem na haku. Ale ty masz w sobie moc wyrwania się z pęt, duchu nieśmiertelny polskiego ludu! Ty, coś przymierał głodem za kolejowego strajku, coś tyle krwi wylał, wiernie wspierając każde hasło, dałeś dowód, że posiadasz w sobie siłę do wyzwolin. Ja nie przynoszę ci nowego, po tylu innych, — hasła. Nie przynoszę nowego rozkazu. Przynoszę radę. Słuchaj mię, serce ludowe, przez miłość dzieci, które rosną