Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko się wyświeci, dodał Czuryło, a teraz nie pytaj.
— I zwrócił rozmowę, ale resztę wieczora widoczna dręczyła go niespokojność.
Nazajutrz zrzucił nareszcie odzienie żebraka i łańcuch Litownika oswobodzony. Skromne szlacheckie odzienie zastąpiło łachmany.
Nowa suknia zmieniła go zupełnie i pomimo niezatartych śladów, które na wieki zostawia cierpienie, Czuryło ukazał się w niej czem był: średniego wieku, ogorzałym, z wpadłemi oczyma i policzki, mężczyzną — postawy szlachetnej, miny trochę dumnej.
— Czy pozna mnie choć teraz? mówił do siebie, czy pozna?
— Moje dziecko, rzekł stary wzdychając, nie ma niewdzięczniejszej pamięci nad kobiecą, niewierniejszej nad książęcą, nie spodziewaj się tego!
Opalone lice oswobodzonego pobladło, ale nic nie rzekł na to.