Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niewolnicami; tu jednak więcej daleko miały swobody, niż u Turków. Wchodziły i wychodziły swobodne bez zasłon, mięszały się do mężczyzn, niekiedy szły na wojnę nawet.
Nadbożanin u nowego pana nieco łagodniej utrzymywany, karmiony tąż strawą co panowie i konie (mąką jaglaną), obracał żarna, nosił wodę i dopełniał innych cięższych posług domowych. Właściciel czekał tylko pory i zręczności do zbycia go.
To była dopiero pierwsza połowa życia niewoli Nadbożanina, który wkrótce potem sprzedany do Stambułu, dziesięć lat spędził na galerach sułtańskich, razem z wielą innemi współbraćmi.
Jednostajnie płynęło życie niewolnika, przykutego do ławki, robiącego wiosłem do zdechu, póki pletnia nadzorcy ostatka sił z wycieńczonego nie wyparła. Nazajutrz toż samo, toż samo zawsze.
Jednym z wypadków ważniejszych życia Nadbożanina było przykucie do jednej ławy obok pochwyconego duchownego, z Polski rodem, który zabrany przez zbójców morskich, sprzedany w Stambule, popadł na galerę, chociaż sił nie miał potemu.
Ksiądz ten zesłany był od Boga, aby umysły ponękanych podniósł, aby ich ożywił nadzieją wyższą i oddawna odrętwiałych do religijnego życia pociechami wiary ku niej nawrócił. Sam pracując z innemi, zamiast jęczeć na rany i pracę, ksiądz Marek cały się wylał na osłodzenie losu współbraciom. Z kolei wymowny, natchniony, pełen uczucia, potem wesół i spokojny, zapałem swym i pogodą duszy podniósł upadłych i zbolałych. Niewolnik, zdawał się nie czuć swej niewoli, tak mocno wierzył w życie drugie, w nagrody za