Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był to obraz wspaniały i wielki.
Szlachetnych i poważnych obliczów ludzie, po większej części podżyli już lub starzy, w strojach tak malowniczych, pięknych i bogatych, zasiadali krzesła w wielkiej sali pałacowej, ozdobnej w najbogatszy sprzęt, cały za granicą nabyty i dziwnie harmonijną jedność składający. Od sklepień, których ostrza wypukłe były złocone, zwieszały się sznury złote z nanizanemi jajami strusiów. Ściany obite karmazynową w wypukłe złociste kwiaty materją, w ramach złocistych kilka zdobiły obrazów. Były to portrety królowej Bony, króla Zygmunta Augusta, ostatniej żony jego i kilku Firlejów, piękny obraz Matki Bożej z dziecięciem Jezus starej szkoły włoskiej, z wiszącą przed nim złocistą lampą, zdobił główną ścianę, między dwoma oknami długiemi, wązkiemi, gotycko wyrabianemi.
Sprzęt pokryty był adamaszkiem karmazynowym, stoły, siedzenia białe ze złotem. Na wytwornych w kątach poustawianych szafach błyszczały florenckie sztucznie wyrabiane, kształtów wdzięcznych naczynia, posążki, puhary, szkła i osobliwości zamorskie. Wielki zegar po cichu szeptał w kącie, stojąc na wielce ozdobnej podstawie.
Zgromadzeni panowie kupkami podzieliwszy się, rozprawiali po cichu lub głośno o nowinach z Knyszyna, o kardynale, o jego namowach do wojny z Turcją, o wyprawach na Wołoszczyznę i t. p.
Firlej wysławszy syna, wymówił się od przybycia i dotąd nieukazał. Ciekawość posunięta była do najwyższego stopnia, tem bardziej, że nikt zaspokoić jej nie mógł. Same tylko domysły krążyły, jedne dziwaczniejsze od drugich.