Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tynkowana, z dachem stromym, z krzyżem żelaznym, z sześcią różnej wielkości dzwonami. — Do koła domu Bożego toczy się gruby mur we framugi, z bramą warowną, a na węgłach dwie kośnice stoją. — W jednej katafalk stary i kości kupa, a w drugiej skład kamieni i gruzu, mieszkanie sów i wróbli, przytulisko jaskółek. W rząd przy murze stare lipy, wychyliły głowy na świat ze cmentarza i patrzą w okolicę, szumiąc coś do siebie, rozmawiają tajemniczo nad grobami. A gdy wicher zawyje — mowa ich namiętna i gniewliwa, gdy niebo pogodne — milczą i drzemią. Zieloną darnią porósł cmentarz przy kościołku. Dwie ścieżki żółte suną się przez ciemną darń: jedna do bramy kościoła, druga od kościoła do dzwonicy, wydeptana trawa zieleni się jednak na drożynie do kośnicy. A po cmentarzu wypukło podnoszą się stare mogiły zarosłe i wypuklej jeszcze żółte nowe usypy. Na jednych krzyżyk drewniany, na drugich wątła brzózka, czarny świerk, gdzieindziej kamień, głęboko zapadły, piorunem strzaskany a mchami porosły, pokrzywy pozginały się nad nim, zewsząd zakryły go oczom ludzkim mchy zarosły w głoskach napisu. Na framugach muru cmentarnego zblakły malowania i napisy, połupały się kamienie grobowe, i widać tylko w płomieniach dusze zmarłe wyciągające ręce do góry i żebrzące litości, widać tylko szare okruchy głazów, pocięte niewyraźnemi już głoskami.
W tyle cmentarza nie wielka bramka otwiera się na wysadzoną lipami młodszemi uliczkę, wiodącą do plebanji otoczonej drzewy, opasanej murkami i płotami. — Na dziedzińczyku obrosłym dziką różą, bzem i czeremchą, — stoi domek maleńki o kilku oknach