Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Owszem, pamiętam, przerwał książę, opiekę stryjów W. ks. Mości, pozostałego natrętne pragnienie ożenienia was.
— Stało mu się zadosyć, mówiła dalej księżna, ledwie dorosła zaślubioną zostałam synowi jego, ale bez dyspensy papiezkiej, po którą wysłany zaufany duchowny do Rzymu nie wrócił. Zaślubiona i odesłana na dwór królowej matki, gdy to małżeństwo jeszcze skrytem być musiało, padłam ofiarą nie moich win. Mąż mój zabity w potyczce, ojciec z rozpaczy umarł: ja wdową z dziecięciem pozostałam. Brat męża mojego naówczas właśnie z zagranicy powrócił, ale ani małżeństwa nieszczęśliwego, ani dziecięcia za prawe uznać nie chciał. Owszem dziecię to pogrobowe starał się i stara pochwycić, aby sam w posiadanie majętności mógł wejść. Młodość mojego biednego dziecięcia jest ciągłą walką z prześladowaniem; matka — musiałam się z nim rozdzielić, porzucić go, opuścić, aby nań niebezpieczeństwa nie ściągać. Napadany kilkakrotnie przez nasłanych ludzi, opatrznością tylko Bożą uratował się.
A któż wie co teraz z nim się dzieje? dodała płacząc. Bez opieki, sierota musi chleba żebrać. Wolałam dla niego ubóstwo nad śmierć i wyrzekłam go się na czas. Ja sama już za umarłą miana, i dobra zagarnione.
— Wy? spytał żywo książę.
— Tak jest, po tajemnym moim wyjeździe do króla, pan brat, nie mogąc wiedzieć co się ze mną stało, śmierć rozgłosiwszy, majątki objął.
— Do tych was powrócą, rzekł marszałek, ale dziecię? Sąd dowodowy tego nieszczęsnego małżeństwa?
— W ręku księdza co je dla uzyskania dyspensy powiózł do Rzymu.