Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wielka była rozpacz księżnej, niespokojność nasza, bo małżeństwo tajonem być musiało, a w takim razie wstyd wielki i nieuchronny; królowa Bona z fukiem, groźbą i srogim gniewem wystąpiła na nas, a księżniczka z płaczem wszystko wyznała. Wezwano listami pilnemi księcia starego; ale gdy się to dzieje, z nad Dniestrowej wyprawy syna mu przywieźli strzałą tatarską w oko prawe ugodzonego tak, że ducha wyzionął. Starzec, który od drugiego syna z za granicy wieści nie miał, ostatniego prawie swojego rodu grzebiąc, wpadł w rozpacz, zachorował, poszedł chory jeszcze na Tatarach mścić się i w stepie z niemocy zmarł.
Księżniczka została sama! Małżeństwa jej dowodów wyszukać niepodobna było, bo tajnie się odbyło i stary książę sam się tem zajmował.
Tymczasem dziecię, syn na świat przyszedł i jakby szczególnem zrządzeniem losu, ostatni już tego rodu mężczyzna; brat męża księżniczki, do kraju, dowiedziawszy się o śmierci swoich i wypadkach zaszłych z nami, powrócił.
Wielkie długi poczyniwszy za granicą, na których opłacenie poszła majętność ojcowska i spadła po drugim stryju nie wielka puścizna, został prawie bez mienia, i gdyby go król Jegomość starostwem nie poratował, chleba by może nawet nie miał. Naturalnie zwrócił oczy na księżniczkę i naprzód żenić się z nią chciał. Ale pomimo instancji królowej pani, króla i prałatów, ona słuchać o tem nie mogła, mówiąc że ją i tak Bóg dosyć za pierwszy związek pokarał.
Ztąd niechęć wielka ku pani naszej, ztąd pragnienie zemsty. A że dowodów pierwszego małżeństwa żadnych, krom kilku świadków, którym usta stulono groźbą i gro-