Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciela, wroga w żydzie. Oskarżano żydów naprzód o wielką zbrodnią ich pra-ojców, potem o męczarnię dziatek na Paschę i używanie krwi chrześcjańskiej, o zatruwanie wody i t. p. Znęcano się też nad niemi bez litości, a żak gdziekolwiek spotkał żyda, nie mógł czy słowem czy ręką, nie zaczepić go przynajmniej. — Było też dawne prawo, które dozwalało żakom wybierać opłatę od żydów, wwożących do miasta cokolwiek bądź, wjeżdżających i wyjeżdżających, przechodzących nawet bramy. — Opłata zwała się z hebrajskiego przekręconem nazwiskiem: Kozubalec. Pomimo że Kampsorowie co ją pobierali, mieli na to pewne zwyczajowe przepisy, działy się liczne bezprawia, gdyż żacy sami oprócz tego, a często gwałtownie nieprawy jeszcze Kozubalec w różnych miejscach wydzierali przypadkowie.
Na widok też tłumu żaków, który na dany znak się gromadził wyrastając z ziemi, żyd truchlał i wymykał się ciemnemi zaułki, klnąc po cichu i ukośne za sobą rzucając wejrzenia. — W XVI wieku przybył drugi tej młodzieży nieprzyjaciel — heretycy. Duchowieństwo przez szpary patrzało na prześladowanie protestantów, a młodzież nieraz okrutnych dopuszczała się gwałtów, na domostwach, jeźli nie na osobach nowowierców, ona reprezentowała wówczas oburzenie, opinję ludu. Musiano osobnemi prawami obostrzyć bezpieczeństwo majętności i osób innych wyznań, a i to nie wiele pomogło.
W pewnych porach roku, w pewnych dnia godzinach, rozlegał się śpiew młodzieńczy na ulicach Krakowa. Na ówczas stawali u drzwi swych mieszczanie, uciekali żydzi, otwierały się okienka, bielały w nich