Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spłacają długi i wchodzą z posagiem na majątek. Ot co!
Wejście Baronowej, która na chwileczkę chciała, pozdrowić przyjaciołkę, przerwało rozmowę. Filipowicz się wymknął, idąc gorliwie administrować. Po wódce i porterze był nieubłaganym — zaglądał do rądlów, egzaminował tłustość zbieraną w garnki dla zastępowania masła... domyślał się kontraband kucharki, hałasował. I tą razą dostało się służbie straszliwie... lecz, po za plecami śmieli się z biedaka i figi mu pokazywali. Nikt go tak bardzo nie brał na seryo.
Przyjaciołki, niemające dla siebie tajemnic, siadły na kanapce i długo rozmawiały po cichu... Obie były zafrasowane. Baronowa szczególniej ubolewała nad losem Teklusi.
A gdy się to działo w salonie i kuchni, na trzeciem piętrze na przeciwko w otwartem oknie, stał z rękami na piersiach założonemi zamyślony autor przyszłego dykcyonarza, i patrzał na owe okno pierwszego w którem mu się czasem ukazywała w promieniu główka i oczy lazurowe... i smutny uśmieszek.
Stał tak, gdy okno pierwszego piętra zapuszczone i zamknięte otworzyło się powoli... ostrożnie pokazała się w niem twarzyczka jasna... potem siadła panna Tekla i zaczęła patrzeć ku górze, a Emil ku dołowi — i tak się okrutnie zatopili w tej niemej rozmowie... że panienka nie posłyszała ani otwierających się drzwi, ani wchodzącej na palcach Marysi Rzepaczkównej.
Ciekawe dziewcze zdala stanęło po cichutku za Teklą i za jej wejrzeniem pobiegło oczyma ku górze...