Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niepokaźnie, chodził pieszo, innej zabawy nie znał nad czasem jaką godzinę strawioną nad szachami w cukierni na Miodowej ulicy, do której na czarną kawę chodził.
Zwykle milczący był tak, że się słowa od niego dopytać było trudno, w dysputę żadną nie wdał się nigdy, znajomości nowych raczej unikał niż szukał, i z tego powodu zyskał nazwanie — dziczka i oryginała.
Zdala nawet poznać w nim było łatwo postać już skamieniałą i jakby wykutą tak, jak do śmierci miała pozostać. Nosił suknie zawsze jednej barwy i kroju, czarne lub szare, na wyłysiałej głowie bez pretensyi nałożoną rudawą peruczkę, okulary stalowe, rękawiczki stare dające się prać — i kapelusz rzadko zmieniany na nowy. Twarz cała wygolona, mogła być niegdyś piękną, teraz w zastygłych jej rysach, z których życie uciekło gdzieś do głębi, widać tylko było energję panującą nad człowiekiem. Czasem mu jeszcze ciemne oczy błysnęły resztką ognia, ale usta zacięte jeśli się otworzyły, to na słowo nieodzownie potrzebne, krótkie i obrachowane.
Ci co go znali lepiej, przyznawali iż go nie znali wcale.
Do tego wnętrza w którego głębi kryje się właściwy człowiek nikt nigdy nie ścignął wzrokiem.
Kancelarya Mecenasa od pierwszego roku znajdowała się zawsze w tym samym domu, gdzie ją niegdyś na drugiem piętrze otworzył. Zwiększyła się klijentella, papierów przybyło, dobrano dwa pokoje, ale Borusławski został w dawnem mieszkaniu. Pomocnik JMPan Zakulski, młody chłopak aplikant Ło-