Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koju Mecenasa. Regularny jak zegar, stary prawnik otworzył drzwi i poprosił go.
Usiedli na kanapie.
— Polecono mi oznajmić panu iż powzięte o nim informacye — odezwał się Mecenas — jak najpochlebniej świadczą. Przeciwko wydaniu za pana panny Tekli Sierocińskiej nie mamy nic do zarzucenia. Jesteś pan przyjęty przez nią i możesz się uważać za narzeczonego.
Tu odetchnął Mecenas i potarł czoło.
— Wiem o tem — ciągnął dalej, broniąc się dziękującemu Emilowi — wiem o tem, że przesadzone nader chodzą wieści o prawdopodobnym majątku przyszłym panny Tekli. Ludzie czynią wnioski z tajemnicy, którą jej pochodzenie jest okryte — i przypuszczają coś nadzwyczajnego. Majątek panny Tekli dla której wychowania nie żałowano nic — będzie bardzo niewielki. Pan masz teraz około trzech tysięcy pensyi.
— Przeszło trzy — poprawił Emil.
— Panna Tekla rocznie trzy tysiące mieć będzie. Jest li to dostatecznem?
— Mnie się zdaje — zawołał Drażak. Zresztą, żadnej pracy nie odrzucam, będę jej szukał. Nie nawykłem do zbytków.
— Panna trochę — rozpieszczona — szepnął Borusławski — nie boisz się pan tego?
— Nie — odparł Emil — bo ja sam się nie pieszczę, zatem mogę ją otoczyć czem tylko zapragnie nawet nie czyniąc z siebie ofiary... Kocham ją, szanuję, wielbię...