Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dził... posyłał... i nie puszczał Emila... prosząc go aby się zatrzymał. Potem zaprowadził go do swego saloniku i sam wyszedł na chwilę. Wróciwszy jakby mu ciężar jaki spadł z serca, z trochę weselszą twarzą zbliżył się do Drażaka.
— Złożyło się tak, rzekł — iż mogłem się na prędce skomunikować z kimś, kogo los panny Tekli najbliżej obchodzi. Niech to pana nie dziwi i nie zraża. Jesteś proszony abyś się w niedzielę na sumie znajdował u księży Dominikanów.
Emil stał w istocie dosyć zdziwiony.
— W niedzielę, na sumie u Dominikanów, dodał Borusławski. Bądź łaskaw zajść przed sumą do mnie, pójdziemy razem.
Drażak się skłonił i nic nie mówiąc odszedł.
Wieczorem tegoż dnia gdy go się wcale nie spodziewano, zjawił się Mecenas na Nowym Świecie. Było już po herbacie, bo gości pani z Villamarinich nie miała — w salonie paliła się jedna świeca i to ta nasza znajoma łojowa z grzechu pierworodnego dotąd nie obmyta — ale Mecenas prosił aby go wprost do pokoju panny Tekli wprowadzono.
Z promieniejącą twarzyczką podbiegła ku niemu. Filipowicz towarzyszył, chwilę więc rozmowa ogólna trwała, ale profesor uznał właściwem zostawić sam na sam opiekuna i pupilę, choć nader mu te wieczorne odwiedziny wydały się podejrzanemi, obiecywał sobie zlekka podsłuchiwać pode drzwiami, co się mu nie powiodło, bo Borusławski, siadł ode drzwi daleko bardzo, a mówiono po cichu.