Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cofnięcia się... Chwilę jeszcze trwało oczekiwanie... księżna pochlebiała sobie, że go zmiękczy, starosta, że się jej pozbędzie, w tem w podwórzu dały się słyszeć krzyki. Vivat! vivat! wszczął się hałas wielki i podniesione głosy wyrywały się ponad tę wrzawę Górski domyślił się przybycia jakiegoś znakomitego gościa, i nawet nie skinąwszn głową księżnie wyszedł z salki, pozostawując ją samą.
Od tej pamiętnej chwili gdy piękna Urszula na widok króla upadającego z konia omdlała i oddała mu się cała, nie jednem upokorzeniem musiała przypłacić swą miłość... ale nigdy tak dotkliwa kara, tak niemiłosierne nie spotkało jej potępienie... Cała moc charakteru nie zdołała przezwyciężyć doznanego wrażenia... Zawróciło się jej w głowie i z lekkim okrzykiem omdlała...
Starościna, która przeze drzwi przypatrywała się jej z politowaniem wbiegła na ratunek... kilka kropel wody, trochę trzeźwiącego octu, starczyło, by ją ocucić... i jakby omdlenie nową jej siłę dodało... ks. Cieszyńska zerwała się dumna, do wyjazdu.
Zawołano własną jej służbę, a że wyjście do ganku i w podwórze, pełne szlachty zalegającej dwór cały, było nad siły, starościna wskazała drogę przez ogród, do którego furtki powozom księżnej podejść kazano.
Z jakiemi uczuciami, na wpół obłąkana gniewem i pragnieniem zemsty rzuciła się do powozu i rozkazała w pierwszem miasteczku stanąć na spoczynek, domyśleć się łatwo.
Ten, którego z takiemi okrzykami witała szlachta w wielkich Górach, dla obcego wydałby się był postacią wielce zagadkową, ze względu na sam wiek swój, gdyż nie zdawał się mieć więcej nad lat dwadzieścia, a czerstwe zdrowie i czynne życie dozwoliło mu zachować całą świeżość pierwszej młodości. Okryci siwizną chlubnemi bliznami w wojnach, starcy bezsilni, cały ten tłok rycerzy, szlachty witał przybywającego konno, z małym i skromnym pocztem go-