Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Fürstenbergiem przeciągnęli ucztowanie na Königsteinie, pośpieszył do domu.
Spełniwszy co mu zlecono, musiał natychmiast z raportem jechać do Warszawy. Utrapione to było życie i pan Zacharjasz obiecywał sobie oswobodzić się z niego, lecz musiał się oglądać na przyszłość. Matka sądziła, że dłużej go zatrzyma po tak długiej niebytności, a on nie śmiał jej zapowiedzieć, że natychmiast powracać musiał...
Gdy nocą już przybiegłszy do Drezna, witającej go uściskiem matce, zaraz na wstępie przyznał się ze smutkiem, że dłużej nad kilka godzin pozostać z nią nie może, biedna staruszka srodze zaniepokojona, pierwszy raz w życiu, z pewną energją wystąpiła. Wprawdzie energją tę widocznie natchnęła miłość, ale Zacharjasz tak nawykły był nigdy w niej najmniejszego nie znajdować oporu, iż z początku nie umiał nawet na zaklęcia i prośby odpowiedzieć.
— Ja ciebie nie rozumiem — odezwała się Marta z płaczem — i dla tego może drżę o ciebie. Żyliśmy spokojni, bezpieczni, ojcu i tobie powodziło się szczęśliwie... Jakaś fatalność wciągnęła cię w sprawy i interesa cudze, których niewolnikiem się stałeś. My tu robimy, co umiemy, aby cię zastąpić, ale bez głowy domu nie mamy odwagi, a ty o sobie i o nas zapomniałeś... Co masz na widoku? ja nie wiem! Zaklinam cię, porzuć obce nam interesa i wróć do własnych, nie krępuj się.
Mówiła płacząc. Witke się czuł i winnym i wzruszonym, ale nie mógł przed nią wyznać całej prawdy a cofnąć się całkowicie zapóźno było. Począł tylko staruszkę uspokajać czczemi obietnicami, zaręczając że będzie się starał wyswobodzić, chociaż nagle tego dokonać nie może.
Udało mu się zapewnieniem tem matkę nieco uspokoić, ale bądź co bądź, powracać musiał nazad. Wiedział z przybyłych listów ode dworu, że króla już nie miał zastać w Warszawie, że pod pozorem wyprawy