Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zerwała się stolnikowa piorunem.
— Wyciąga! — krzyknęła biegnąc do drzwi — nie puszczę go tak na sucho... odprowadzę kułakami do wrót... i przekleństwy...
Stolnik z przestrachu, złożywszy ręce, chciał przed nią przyklęknąć, odepchnęła go aż się zachwiał.
— A! ty! stary grzybie!
W sam czas się znalazła w dziedzińcu.
August w paradnym stroju podróżnym dosiadł był konia, gdy stolnikowa, w czepcu na bakier, z obiema pięściami ściśniętemi i podniesionemi do góry, poskoczyła prawie pod kopyta jego wierzchowca.
— Jedź! jedź! — poczęła wołać — jedź na złamanie karku, jedź, rozbójniku, szczęśliwej drogi na dno piekła... bodajcie pioruny ścigały, bodaj cię...
Król nie rozumiał ani słowa, ale mimika pani stolnikowej była tak wyrazistą, twarz, oczy zaognione, usta niemal zapienione nie dozwalały powątpiewać, że go nie błogosławiła... Mnóstwo osób, pełen dziedziniec ciekawych przypatrywało się tej scenie.
Cóż król miał począć z kobietą??
Zualazł się z niepospolitym dowcipem, usta mu się uśmiechnęły, zdjął kapelusz i począł się jej kłaniać jak najuniżeniej. Im wścieklej napastowała go pani Barszczewska, tem król kłaniał się jej niżej, uśmiechał wdzięczniej, a towarzysze jego, widząc królu tak dobrze usposobionym, wszyscy, idąc za jego przykładem, zdejmowali kapelusze i kłaniali się stolnikowej.
Mało się tam komu pewnie śmiać chciało, ale uśmiech króla był zaraźliwym i jakżeby go dworacy nie mieli naśladować.
Stolnikowa rozdrażniona mocniej jeszcze tem urągowiskiem, którego czeladź jej własna była świadkiem, aż do wyłamanych wrót, ostatniej nocy porąbanych i spalonych przez straże króla, przeprowadziła podskakując i klnąc Augusta. Tu dopiero siły jej nie stało i gdy mąż nadbiegł aby ją odciągnąć i wyzwo-