Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chać... August mnie nauczył wątpić o sobie! Marszczek... niema... Patrz-no! tu, około oczów, ale to nie są zmarszczki, to ze zmęczenia i od płaczu...
Grądzka patrzyła, słuchała, ruszała ramionami i kończyła na strofowaniu.
— Co to w twej główce się plącze! Ty jeszcze wyglądasz tak, jakbyś dwudziestu lat nie miała! ale płakać nie trzeba nigdy. Naprzód, że nikt łez twych nie wart, powtóre że łzy nikogo, oprócz mazgajów, nie pociągają, a naostatek, że nie masz czego płakać... Mój Boże! taka księżna Cieszyńka, pani na Hoy... Hoy... werda... jak się ono tam zazywa!! a klejnoty, a rozum, a te oczki...
Urszula rzuciła się na jej szyję.
— Ja bo tak nie mogę pozostać wdową słomianą — mówiła — trzeba się na królu pomścić... no — i o przyszłości myśleć...
A! a! żebyś ty wiedziała jakie ja mam projekta... jak one sięgają daleko...
Augusta... Pan Bóg skarze za mnie, zobaczysz (i pochyliła się jej do ucha) oni go zrzucą z tronu — no! już ja wiem! książe Prymas go nienawidzi...
A kogo potem na tron?
Tu położyła palec na ustach i niedokończywszy, śmiać się i trzepotać zaczęła.
— Nie wiesz, gdzie się ten przeklęty Witke podział? Czemu on się do mnie nie zgłasza?
— Ale on tu wczoraj był — przerwała Grądzka — miał pono jechać do Drezna, ja samam go odprawiła, że tu robić niema co!
— A ty! nieznośna! stara...
Uderzyła się w czoło.
— Gdzież u ciebie pomiarkowanie? Właśnie on teraz mi najpotrzebniejszy... poślij mi natychmiast, dam dziesięć talarów, kto mi go przyprowadzi...
Piękna Urszula nie miała spoczynku, nie chciała jeść, nie przysiadła, porozsyłała wszystkich maszta-