Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stracił tego, co jego ojciec zapracował? a wy nie popadli w ubóstwo?
Pani Marta przerwała mu gwałtownie.
— A! ty niewdzięczny! alboż mi tak idzie o bogactwo, którego ja najmniej potrzebuję? Chodzi mi o ciebie, skarbie mój jedyny! Ja każdego dnia, gdybyśmy stracili wszystko, z rozkoszą bym powróciła do mojego Budziszyna, bylebym ciebie z sobą miała. Czyż nie rozumiesz tego, że mi o nic, tylko o twoje chodzi bezpieczeństwo?
— A! matuś miła — jeszcze raz ręce jej całując, odparł Witke — zważ proszę, co mnie zagrażać może?
— Nie wiem — rzekła matka, wzdychając — ale się lękam. Jedziesz do Krakowa?
— Jadę, tak — zawołał Witke — należy się zawczasu rozpatrzeć. Kurfirst wkrótce ma tam przybyć także.
Bystro matka mu spojrzała w oczy.
— Nie mówisz mi wszystkiego szczerze — dodała — a ja odgadywać zmuszona, więcej się może tem trwożę niżby należało. Mazotin parę razy przybiegał do ciebie, a kto wie, jak on zajęty i jaką gra tam rolę przy Kurfirście, ten musi się domyślać, że ty nie wino sprzedawać jedziesz do Krakowa.
Uśmiechnął się Zacharjasz.
— A! matusiu, nasi panowie — rzekł — Fleming, Pflug i inni, których August z sobą zabiera, niemców przy sobie potrzebują. Nie będą też wiedzieli w pierwszej chwili, gdzie i jak stąpić... jedno nie zawadzi drugiemu, ja i swój interes zrobię i Kurfirstowi posłużyć mogę.
Smutnie potrząsać głową zaczęła matka.
— Widzisz, Zacharek — odezwała się — widzisz, tego właśnie się ja boję, tego wiązania z Mazotinami, Hofmanem i dworem, gdy ty nie potrzebujesz nikogo. Raz im posłużywszy, dostajesz się w niewolę. Nie puszczą cię. Mniejsza o to, że swój handel zaniedbać możesz dla tych posług, ale ja się wszystkiego boję,