Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gli doprowadzić do skutku... Chciało się im jak Węgry i Czechy pochłonąć rzeczpospolitą... jeszcze dziś oczy mają w nią wlepione... no, Fleming, a my?...
— My? będziemy szczęśliwsi, spodziewam się, bo już trzymamy cugle w ręku — rzekł pułkownik — na siodło skoczyć będzie łatwo...
— I utrzymać się na niem i tego rumaka czy znarowioną szkapę zaprowadzić do naszej stajni — śmiejąc się mówił Kurfirst. — Ale ty mnie rozumiesz!
— Odgaduję i rozumiem — wtrącił pułkownik. — Zadanie to godne was...
Oczy zajaśniały Kurfirstowi.
— Wiesz, że Habsburgów szanuję, kocham i sprzyjam im — mówił dalej — że dom cesarski w wielkiej mam estymie, ale trudno, ustąpić mu tej gratki, kiedy się ona sama nastręcza. Mieli czas... próbowali, nie potrafili nic... kolej na mnie... Rzeczpospolitą tę z jej niedorzecznemi wolnościami raz potrzeba z gruntu na państwo dziedziczne przerobić, i uporządkować... Nieład tam panuje taki, jakiegom sobie mógł życzyć... Sądzę, że godzina wybiła, i że mnie jest przeznaczonem.
Słuchając milczał Fleming. W tem Kurfirst się zaciął i wtrącił: — Cóz ty na to...
— Przeciwko temu niemam nic — odparł zwolna przyjaciel — ale to sobie z góry powiedzieć potrzeba, że cesarz, który nam przyjacielsko się obiecuje być pomocnym, że Kurfirst Brandeburski, nie licząc innych... pomagać do tego pewno nie będą.
— O! nie — zawołał August — bo sami na ten kąsek zęby ostrzyli, ale...
Spojrzeli w oczy sobie i rozśmieli się oba... August rękę wyciągnął...
— Ty mnie rozumiesz, mówmy więc o tem, mówmy... potrzebuję kogoś z kimbym wszystko to mógł roztrząsać. Ty znasz Polskę.
Twarz Fleminga, który do powolnego rozprawiania nie był nawykły i daleko więcej do czynu, niż