Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kładem. Natrudniej przyszło wymódz na Lubomirskiej, aby stanęła w jednym rzędzie z temi paniami, które za daleko pośledniejsze od siebie uważała.
August musiał ją obietnicami, zaklęciami, naleganiem niejako zmusić do przyjęcia bez wybuchu, psoty już wyrządzonej. Tylko wesołość i lekceważenie mogło uczynić kadryl obojętnym i zapobiedz skandalowi.
Z podrobioną, wymuszoną wesołością przetańczyły, głośno się śmiejąc, a w duszy przeklinając kadryla tego, w którym król z pogardą na twarzy, z gracją i właściwą mu obojętnością, podawał z kolei ręce przeszłości i teraźniejszości.
Dla pięknej Urszuli, która pochlebiała sobie, że będzie ostatnią i pozostanie u boku jego na wieki, było to straszliwe Memento mori.
Na przekór Zofji Karolinie, która ukrywszy się śledziła wszystkie rnchy tych pań, z zazdrością w sercach, ocierające się o siebie i strzelające ognistemi oczyma, August wszystkie je razem z ich partnerami zaprosił na wspólną wieczerzę, przy której z bólem, upokorzeniem, gniewem w sercu, piękna Urszula grała rolę gospodyni.
Königsmark, najzimniejsza z nich, z dumą pańską i obojętnością, dowcipkowała najswobodniej, przycinając królowi, który przyjmował jej dowcipy z poddaniem się losowi swemu.
Przez drzwi na wpół otwarte umyślnie, ta która kadryl ten piękny stworzyła, mogła się przekonać niepostrzeżona, że August z Jowiszowym majestatem, niezachmurzony, królował w pośród tych bogiń.
W dziejach jego serca, jeżeli taka rozwiązłość z sercem może mieć co wspólnego, był to dopiero początek; świat miał się zdumiewać, bo rozpasanie doszło aż do potwornych wybryków.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.