Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawodem i tłumaczył tem, że on go przewidywał, a Constantini sam był winowajcą i sprawcą. W tej walce z sobą niesłychanie zmęczony dobił się nareszcie do gospody, ale tak się uczuł złamanym, że listy tylko do Mazotina przygotowawszy, już się dnia tego nie ruszył z domu, choć go bardzo do dziewczęcia ciągnęło...
Constantiniemu w niewielu słowach, z żalem do niego, opisał swą całą przygodę, czyniąc mu srogie wymówki, że go na taką sromotę naraził, przy czem i na króla samego cień podał, a podejrzenie, że mógł się takiemi posługiwać środkami, samemu sobie nie mógł przebaczyć, iż się dał na takie namówić oszukaństwo.
— A choć i w istocie nie miał na myśli zrywać i wyrzekać się dalszych stosunków z kamerdynerem królewskim, w liście się wyrażał tak, jakby z dalszych usług chciał się uwolnić.
Wypocząwszy potem poszedł do Renardów, gdzie go, jak zawsze, wielce serdecznie przyjęto. Renard sam przynaglał, ażeby czasu nie tracił i coś postanowił na przyszłość, ofiarował mu swe usługi i Warszawę tym razem mu zalecał.
Nad całą jego jednak wymowę oczki śmiejące się Henryjety wymowniej przemawiały... ale Witke chwiał się jeszcze. Przez samą miłość i poszanowanie dla matki, bez niej nic stanowczego przedsiębrać nie chciał. A tu mu się do niej wyrwać tak ciężko było!
Bardzo prędko przez królewskie kresy przyszła od Mazotina odpowiedź krótka i nakazująca.
— Przybywaj waćpan co najprędzej do Krakowa i przywoź z sobą powierzone klejnoty.
Raz z włochem skończyć było potrzeba. Nazajutrz Witke żegnał się z Renardami i zgryziony a upokorzony powlókł się napowrót do Krakowa.
Podróż go rozweselić nie mogła, szczególniej gdy się ku stolicy zbliżył, około której wojska saskie były rozłożone. Wyprowadzono na okaz, na placu mon-