Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nowokreowany przez Mazotina dworzanin, ukłonił się i odszedł. Pozbywszy się go wojewoda kazał natychmiast podać ubranie i zaprzęgać kolebkę.
— Jestem zmuszonym jechać — rzekł żegnając Dzieduszyckiego — może też posłuży mi na coś przypatrzenie się mu lepsze w tym stanie podchmielenia, w jakim się już musi znajdować... In vino veritas ale mi się trafiało przy końcu takiej pijatyki, gdy go we dwu pod ręce prowadzili do łożnicy sasi, jeszcze tak przytomnego, że się żadnem słówkiem nie zdradził.
Jabłonowski zastał na cichym oddawna zamku krakowskim, w oddalonych komnatach, Augusta otoczonego niemcami i polakami w humorze nadzwyczaj podnieconym, śmiejącego się, dowcipkującego, wyszydzającego swych przybocznych, lecz nieupojonego wcale.
Polacy i sasi w najlepszej komitywie, obejmowali się i ściskali. Ze złośliwością dziecinną król jednych przeciwko drugim podbudzał i robił sobie z tego igraszkę.
Zobaczywszy wojewodę, podszedł ku niemu z nadzwyczajną grzecznością i nazwał go dezerterem, za którym tęsknił...
Ale zarazem przenikliwemi oczyma badał go, jakby się czegoś domyślał i obawiał. Wojewoda trochę chmurny i przemódz się niemogący, podziękował pokornie dosyć, lecz nie potrafił udawać wesołego.
Zmuszono go do wychylenia zdrowia króla tokajem, jednym z licznych przygotowanych kielichów rozmaitego kalibru, które stały uporządkowane.
August ujmował polaków za serca swą niepraktykowaną w panującym poufałością. Nie zrzucając z siebie nigdy majestatu, umiał jednak tak się uczynić łagodnym i przystępnym, że prostoduszni byli zachwyceni. Jabłonowski raz już wpadłszy na trop charakteru, widział w tem tylko niezmiernie zręcznie odegraną komedją, w której szczerość nie wierzył.
Rozmowa, z której poważniejsza treść była wyklu-