Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrwanym chwastem, który rósł przzypadkiem gdzieś blizko, dopóki ogrodnik nie przyszedł i porządku nie zrobił!
— Mówić nawet z panem niepodobna! wstając i zaczynając się przechadzać poczęła Tola, któréj zniecierpliwienie coraz się stawało widoczniejszém. — Stanęła spoglądając nań śmiało.
— Sądziłam, że pana znajdę chłodniejszym i naturalniejszym, panie Teodorze... pan się tym sarkazmem drapujesz przedemną.
Zaczerwienił się Murmiński.
— Masz pani słuszność, muszę, bo bez téj draperji gorzéjbym jeszcze wyglądał — nie chciéj mnie pani widzieć bez niéj. Ran i blizn musiałabyś się przestraszyć, a to dla delikatnych nerwów kobiecych niezdrowo. Tak pani — dodał serjo i smutnie — niegodzi się wielkiego bólu, choćby nawet win wielkich używać za zabawkę i karmidło ciekawości — niegodzi! a! niegodzi — wybuchnął gwałtownie — chciałaś pani widzieć poniżenie moje....
— Panie Teodorze — zawołała z równą siłą głosu Tola — pana nieszczęście zepsuło. Byłeś miedzy złymi ludźmi i zaraziłeś się ich chorobą. — Wiem bardzo dobrze, iż się nieszczęściem bawić nie godzi, ale też zabawki, ani nasycenia ciekawości nie szukałam. Zobaczywszy pana, chciałam mu wyciągnąć dłoń pełna współczucia.
W czasie gdy to mówiła Tola, Teodor wynalazł był kapelusz i pochwycił go z ruchem, w którym gniew i rozpacz się malowały.
— Dziękuję pani — zawołał — lecz czyż i tego nie zechcesz pani przypuścić, że są, położenia, w których miłosierdzie boli jak — obelga...
— Pan sam stawiasz się w tém położeniu!
— Okoliczności mnie rzuciły w nie — odparł zimno Murmiński. — Za niespodziane szczęście, które mi się nie należało od losu, szczęście kradzione z miłosiernéj dłoni kobiety, która sobie ubogie dziecko wychowała... ot tak!! musiała przyjść zemsta... zadość uczynienie... Owa ślepa fortuna otworzyła oczy, zo-