Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pocieszała nadzieją tą, że młodość wykipi i człek się ustatkuje.
Tymczasem się jednak na to nie zanosiło.
Wcale nie zmieniając się, życie takie jak przedtem trwało ciągle, tyle tylko że jakąkolwiek pociechę miała pani Jagnieszka z pozyskanéj przyjaciółki, kobiéty statecznéj, lecz daleko śmielszéj i rezolutniejszéj niż ona była.
Baranowska, przyjaźń dla niéj powziąwszy i spoufaliwszy się z obojgiem, bo mąż jej zapalony myśliwy żył dobrze z Wilczkiem, pracowała po swojemu nad jaką taką poprawą losu Chorążynéj.
Ona też sama szczęścia się w młodości marzonego wyrzekłszy, już tylko spokoju i ładu w domu pilnowała; a umiała z męża zrobić różnemi środkami, co chciała, nie wahając się, gdy tego była potrzeba i przymilić się i nasrożyć. Na Wllczkowéj zaś tego nie mogła wymódz by się uśmiechnęła na żart i z musu, albo nachmurzyła dla grozy. Chodziła jako posąg, nie zadając sobie trudu aby osłodzić życie.
Widząc że jéj nie przerobi, pani Baranowska szepnęła coś mężowi, z którym czyniła co chciała, i kazała mu ściągnąć Wilczka na kilka dni do siebie. Obmyślano polowanie z obławą, a miały téż być i charty dla tych co karku nadłamać życzyli.