Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doktór nie pozwolił — odezwała się Jagnieszka cicho.
Wilczek gniewny, wszystko co na stołku było przygotowane, ręką uderzywszy, na ziemię obalił i talerz chwyciwszy cisnął nim za żoną.
Machinalnie zasłoniwszy się rękami, raz ów odwróciła od głowy i mały tylko czerep zadrasnął jéj skroń, z któréj krew się pokazała. Z przestrachem nie o siebie, ale o rozgłos w domu, Chorążyna natychmiast chustką ucisnęła czoło, i schyliła się czerepy zbierając w milczeniu.
Chorąży krew spostrzegłszy nieco się zmieszał i zamilkł... Tymczasem jéjmość coprędzéj zgarniała potłuczone farfury, wynosząc je do drugiéj izby; wytarła ścierką podłogę, odstawiła stołek i wyszła nic nie mówiąc.
W kwadrans potem głos grzmiący się rozległ po domu.
— Dawaj jeść! słyszysz! Cóż ty mnie tu głodem przyjechałaś zamorzyć. Jeść!
— Mogę dać tylko to co doktór pozwolił — rzekła z progu Jagnieszka.
— Bodajeś z doktorem razem przepadła — dawaj co jest.
Nanowo więc przynieść musiała jedzenie żona, a Chorąży łając i klnąc połykał co mu zastawiono.
Nadzwyczajna cierpliwość kobiety czyniła na nim wrażenie to, że budziła złość coraz większą;