Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   60   —

— Twoje serce zacne, N. Panie, rzekł Bernardyn — nie opuścisz ludu.
Na co król z tronu — Tak, nie opuszczę, z ludem mym chcę żyć, z ludem moim umierać!
Szmer poszedł po kościele, ale czy tak bardzo wierzono w te słowa, trudno przypuścić. Zmieniał król tylekroć przekonania, że się już obróconéj chorągiewce nigdy dziwić nie było można.
I tego dnia i następnych król począł pokazywać się na ulicach, dosyć sympatycznie witany, ale mimo to z niedowierzaniem patrzeli drudzy na te przejażdżki, gdyż były wieści nie płonne, że chciał się z objęć Jakobinów wydobyć, a Warszawa obawiała się, aby, gdy ją opuści, na łup i zemstę wydaną nie została. Pilnowano więc króla niezmiernie, a mieszczanie sami widzialną i niewidzialną straż sprawowali.
Z kościoła wyszedłszy, gdy się tłum na różne strony rozpływał — tknęło mnie pójść się do Juty dowiedzieć. Na prawdę nie miałem do tych odwiedzin żadnego prawa, ale mi głęboko w sercu pamięć po niéj została a nie wiedziałem, jak wyszła z tych krwawych dni, w których łatwo narażając się paść mogła ofiarą.
Zawahałem się nieco zrazu ale tłumacząc się sam przed sobą, żeć przecie kryminału nie popełnię, odwiedzając ją — poszedłem.
Na Starém miéście zwłaszcza koło ratusza bardzo było tłumno i gwarno, przecisnąłem się jakoś, patrząc w okna kamienicy, ale w nich nic widać nie było.
Na wschodach téż cisza... zbliżyłem się do drzwi i zapukałem nie śmiało.
Czekałem dosyć długo, dopóki znajomy mi chód staréj Wawerskiéj nie dał się słyszeć.... Spojrzała przez okienko i krzyknęła. Otworzyły się zaraz drzwi, lepszą mnie powitała twarzą, niźlim się spodziewał.
— A to, chwału Bogu, żyjesz waćpan, rzekła bez ogródki — a nam tu mówili, żeś na Miodowéj około domu Igelströma padł.
Dopiéro zobaczyła rękę na temblaku i moją twarz wybladłą, skinęła głową — Ciężko ranny.
Poszliśmy razem do trzeciéj izby, czeladzi nie było żywéj duszy. Tu Juta siedziała w oknie, a gdym