Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   153   —

uchwałą umieszczenia jego wizerunku w sali posiedzeń Rady, ofiarami dla niego, gotowością oddania wszystkich jeńców rosyjskich za tego jednego człowieka, który nam stał za tysiące.
Ale właśnie dla tego wydać go Moskale nie chcieli. Fersen tryumfował.
Przez cały ten dzień osłupienie nie dozwalało nic przedsiębrać, oczekiwano na nowego naczelnika, rozesłano rozkazy do Mokronoskiego, Jasińskiego, Dąbrowskiego, ażeby co najprędzéj ciągnęli na obronę miasta.
Na umysłach jednych rozpacz wywarła wrażenie odrętwiające, w drugich wywołała niecierpliwość użycia wszelkich środków ku obronie — nie było komu kierować... ani podnieść umysłów, narzekali wszyscy... szukano win i błędów...
Spotkałem Kilińskiego z posępną twarzą, stojącego na Krakowskiém i patrzącego na Pragę.
— Dawno ją trzeba było warować, zawołał, jak skorośmy wiedzieli, że się Moskale w kupę zbijają... czemu i teraz nic się nie robi? Wszędzie nieład i nieporządek! zginąć przyjdzie! zginąć ojczyznie i nam! wszystkie ofiary marne... Żołnierz marzł nieodziany i bosy... choć Kościuszko kożuchów i butów dosyć narobić kazał... nie płacili mu, choć srebra dosyć leżało w mennicy z kościołów pozabieranego... Pułkownicy rwali, jak się który uwinął...
Rzucił ręką. — Teraz, gdy i Kościuszki nie stało, co jeden serce miał i głowę — cóż tu ma być!
— Pułkowniku, zawołałem... musimy się bronić, pójdziemy do ostatniego na okopy...
— Ale idźże, zobacz naprzód te kretowiska, co je okopami nazywają! zawołał Kiliński — i odszedł...
Następny dzień Radzie dozwolił oprzytomniwszy przedsiębrać lepsze środki obrony, miasto zaś więcej na duchu upadło niż wczoraj a z każdą godziną zwiększał się popłoch powszechny.
Wprawdzie odbierano wiadomości o zbliżaniu się Dąbrowskiego, o szczęśliwém spotkaniu ks. Józefa z Niemcami, ale zarazem zwiększone powieści o potędze moskiewskiéj, ciągnącéj wprost na stolicę — przerażały...