Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W dobry kwadrans dopiero zjawiła się Pędrakowska cokolwiek przyczesana, okryta chustką ciepłą, zawstydzona, ale bardzo gościowi rada...
Tysiące rzeczy miała do opowiadania, o sobie, o Karolce, o drożyznie warszawskiej, o wodzie, o targu i o cenach, o przyjętej kucharce, którą nazywała flądrą. — Potrzebowała rady co do umieszczenia jak najprędszego córki, aby czasu nie traciła...
Pampowski tak był jeszcze swojem szczęściem przejęty i dopełnionemi zaręczynami, że na wszystko co mu mówiła, patrząc w oczy pilno Maniusia, potrząsał głową, nic a nic nie rozumiejąc. Pewien instynkt dał wreszcie poznać pani Pędrakowskiej, że komornik gdzieindziej był myślami.
— Ja mojego dobrodzieja nudzę temi sprawami babskiemi, rzekła w końcu, a pan bo pewnie jeszcze po chorobie do siebie nie przyszedł. Ale cóż tu z biedną głową zrobić, która pęka...
Spojrzała na opiekuna.
— Troszkę zmizerniał komornik, ale cera dobra — a teraz jak zaczniesz chodzić i używać świeżego powietrza, kolory i siły powrócą, tylko że tu to powietrze w Warszawie, prawdziwie powiadam, ja nie wiem co jemu jest, taki czasem fetór... mnie aż dusi. Karolka to kicha a kicha, za co ja ją strofuję, bo od tego nos czerwienieje, i to dla dziewczyny nieładnie, ale powiada że wytrzymać nie może. U nas w kuchni nawet... zapowietrzenie formalne...
Wysłuchawszy kondolencyi, pocieszywszy radami przyjacielskiemi i obietnicą opieki, wyszedł Pampowski, Karolki nawet nie zobaczywszy, bo od krochmalu i sinki odstąpić nie mogła.
Grzeczność wymagała odwiedzenia Hortyńskiego, komornik nikomu uchybić nie chciał.
Był prawie pewnym że nie zastanie go, a na ten raz wolałby był i panny Albiny nie znaleźć w domu, ale ta rzadko bardzo wychodziła; stało się inaczej niż sądził, bo oboje, brat i siostra, byli w domu.