Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Muszę u ciebie zostawić papiery i pieniądze, przyjmij do schowania, dam znać co z niemi robić. Paczka opieczętowana. Odbierzesz list odemnie, ja napiszę komu oddać.
E! szkoda mi was porzucać! A, co robić, co robić! Jak mus, rady nie ma!
Rzucił się go ściskać serdecznie.
— My z tobą, druhu miły, kilka godzin przeżyli... Kłaniaj się baranowi Mahlhagen i pokaż mu odemnie.
Złożył dwie figi.
— Ot, co ja jemu zostawiam!
Prychnął śmiechem Afanazy Piotrowicz.
— Nu! baron! baron... Jego światłość, ja proste błagorodie, a nie dałem mu się... Cha! cha!
E! — dodał siadając jeszcze — jakby u ciebie był kieliszek czegokolwiek, napilibyśmy się na pożegnanie!
Krzyknął komornik na chłopca, w zapasie był tylko koniak ale co na placu to nieprzyjaciel, napili się i zakąsili.
W oba policzki pocałował go raz i drugi i rozczulony Afanazy Piotrowicz.
— Słuchaj ty, Janie Klemensowiczu — dodał — gdybyś kiedy w życiu potrzebował czegoś, wszystko po ludziach chodzi — proszę ja ciebie, do nikogo tylko do mnie, ja całą duszą twój! Janie Klemensowiczu! Ty „dobry mały.“
Dziwne to było pożegnanie, ale dzięki tej dystrakcyi a może kieliszkowi koniaku, zasnął po niem Pampowski i nieobudził się aż koło dziesiątej.
Wszystko co przebył wczoraj stanęło mu znowu w pamięci. Był najmocniejszego postanowienia nie dać się zrazić u swej pani.
— Ona się ogadywała, kłamała, oczywiście kłamała! Bałamuciła. Boi się mnie, żebym dla niej za surowy nie był! Boże miłosierny! Ja! dla niej! Jabym się jej dał deptać z rozkoszą? ale kobieta tchórz, ogadywała się... umyślnie.