Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiła tem była smutniejsza. Wymyślała coraz nowe rozrywki, a wracała z nich skrzywiona, ziewająca kwaśna, nieszczęśliwa.
Pampowski pocieszał się tem, że kwiecień zamknie ten cykl szaleństw i nowe życie otworzy. Na wzór innych dystyngowanych nowożeńców miał na myśli od ślubu zaraz porwać swe bóstwo i puścić się z niem we cztery oczy w podróż, bodajby nawet ku Włochom.
W prostocie ducha wierzył, iż ten sos włoski do szczęścia małżeńskiego był potrzebnym i musiał dodawać mu smaku. Raz coś o tem przebąknął swej pani, ta popatrzała nań zdziwiona, lekko ramionami wzruszyła, nie odpowiedziała nic i poszła.
W ogóle o kwietniowym terminie, w którym się komornikowi wypłacić miała, nie lubiła mówić, a gdy była słuchać zmuszoną, wydawała się smutną i zniecierpliwioną. W braku innych przyjaciół dawnych, których grono się zmniejszyło od pojedynku, zyskał Pampowski druha w Afanazym Piotrowiczu, który się z nim dobrze zgodził.
Odwiedzał często komornika, zasiadywał u niego na gawędę, zapraszał na obiady i bawił go, wygadując na wspólnego nieprzyjaciela barona Mahlhagena. Gdy raz o nim zaczął prawić i żartować z niego, był niewyczerpany, — równie jak śpiewając pochwały pięknej Henryki, dla której okazywał cześć największą.
Wesołego humoru, usposobienia próżniaczego, Afanazy Piotrowicz zrana opędziwszy się interesom swoim, resztę dnia poświęcał rozrywkom, na które grosza nie żałował. A że do nich potrzebował towarzysza, dobierał najczęściej Pampowskiego. Pokochał go.
Komornik, choć także go lubił, nie zwierzał mu się z swoich widoków, ani umowy z wdową.
Czasu karnawału baron i Afanazy rywalizowali w przysługach dla Henryki.
Ostatni wydał dla niej u siebie wieczór z wieczerzą, wspaniały, na który nawet potrafił ściągnąć kilka