Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wdowa, która dla mnie zimną była bardzo i wcale nie zachęcającą do zbliżenia się, dla Podstolica twarz wypogodziła, uśmiechnęła się i daleko wymowniejszą się stała. Córki mu téż nie zasłaniała. Widocznie rada była że zrobi znajomość bliższą bogatego panicza. Filipina jak zawstydzona tą różnicą w postępowaniu matki, stała ze spuszczonémi oczkami i z minką dumną, któréj dla mnie nie miała.
Podstolic który czuł swoją wyższość nad ubogą szlachcianką, obchodził się z Hryniecką bez ceremonji, z poufałością która mi się nie podobała, ale jéj wcale nie obraziła.
Mnie wdowa wcale ani zapraszała, ani mi dała dobrego słowa, a Podstolicowi powiedziała że choć dworek jéj ubogi, mógłby w nim kurczęta ze śmietaną albo piérogi dobre znaleźć, gdyby z blizkiego lasu, w którym na polowaniu bywa zajechał czasem do niéj.
Podstolicowi aż oczy zapałały patrząc na Filipinkę, która słysząc to zarumieniła się jak wiśnia i minkę zrobiła zagniewaną na matkę.
Parę razy próbował Fabuś zaczepić dzieweczkę, ale ta patrząc w bok trochę dumnie, ledwie mu odpowiadała, co znowu matkę zdawało się frasować, bo groźnie na nią patrzała.
Jam stał na uboczu słuchając i patrząc, aż wreszcie koło nadeszło, włożono je, zatknięto, i Podstolic