Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak zatopionego w Komenjuszu żem go ledwie miał czas ukryć przed nią. Zausznica Oxeni opowiedziała jéj pewnie że mnie podejrzewała o jakąś robotę zakazaną z którą się taję. Stara Oxenia umiała i przez dziurki u szpary cicho podglądać. Nie była to zła kobieta, ani mnie nie życzliwa, a Salomonowi się przypodobać każdy życzył. Musiała mu więc coś szepnąć, bo wieczorem stary odbył u mnie rewizję, poprzewracał wszystko, nawet siennik mój trząsł, ale Komenjusz ukryty w łuczywie ocalał...
Nałajał mnie tylko że próżnuję, że pewnie samotrzaski albo sidła na ptaki robić muszę, że u mnie — fiu, bździu w głowie i t. p. Przyjąłem to wszystko z pokorą, szczęśliwy że mi książki nie odebrano.
Drżałem teraz o nią więcéj niż kiedy, gdy mnie wysyłano z kredensu, aby pod niebytność moją, kto kontrabandy nie złapał.
I byłaby nieochybnie prędzéj późniéj katastrofa jakaś nastąpiła, gdyby los w porę nie przyniósł zupełnéj zmiany we dworze.
Z niefortunnych konkurów u wdowy, o którą się począł starać Chwostowski, gdy do jéj ręki oddawna rościł prawa Rejentowicz Podwiejski — przywieziono do domu Skarbnikowicza w stanie opłakanym, porąbanego szpetnie, jęczącego, utratą krwi osłabionego. Natychmiast posłano po cyrulika, zajęła się i panna Walerja