Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nimeśmy doszli do kamienicy kasztelanowéj idąc bardzo powoli, stając często, obgadaliśmy wszystko prawie. Postanowioném było do wiosny przyszłéj z małżeństwem czekać. Ponieważ kasztelanowa gwałtem pannę chciała za rozkochanego wydać plenipotenta, nie mogła się spodziewać ani wyprawy od niéj ani wesela.
Postanowiliśmy pobrać się po cichu i bez godów się obejść. Tym czasem ja musiałem co rychléj do Rubaszowa na twardą pracę, a żeby jedno o drugiém wiedziało, bośmy z sobą pierścionki zamienili, ułożyliśmy się tak, że na ręce Karpowicza pisać miałem i przez niego od niéj listy odbierać.
Trudno się nam było rozstać — chodziliśmy i wracali, na ostatek choć ze łzami... musiałem iść precz.
Karpowicza o pośrednictwo uprosiwszy, zapakowałem co najprędzéj skrzynkę, papiery i co było, pospieszając do domu.
A to dopisać tu muszę że gdym z Lublina na to dziedzictwo się wyprawiał — z mieszka dobywszy co mi pozostało, — dwóch talarów się nie doliczyłem!! musieliśmy ja i woźnica skromnie się obchodzić, aby bez denara do domu nie przybyć.
Nie łatwo mi tu summaryjnie opisać wszystko com ledwie z woza, natychmiast musiał tu sprawować.
Na sen i spoczynek mało czasu zostawało. Sam pan, sam sługa, i w polu i w stajni i w chlewie mu-