Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na to zgodziła. Utrzymywano, że takie przypadkowe przejście przez teatr nic a nic jéj nie uwłaczało.[1]
Samiel, który przekonał się, że o Jadzi ani myśleć może, a hrabina posługuje się nim chętnie wprawdzie, ale westchnień nie chce rozumieć — stał w pierwszym rzędzie adoratorów de la veille.
Czy Lena to wiedziała? czy śmiała się w duszy z téj nikczemności ludzi, przypominając sobie, jak oni innemi wprzódy dla niéj byli... któż zgadnie. Twarz jéj nie zdradzała nic oprócz tęsknoty i znużenia... Swojego bogactwa wyraźnie użyć nie umiała... kupowała bukiety dla Sławka, przynosiła mu książki, obrzucała go, jak dziecko zabawkami...


Stan chorego był wprawdzie bardzo zadowalniający, lekarz nazywał ranę prześliczną, wzorową — ale mimo to Młyński czuł w sobie, że z tą krwią, która zeń wyszła, część jakaś życia uciekła... Siły nie powracały, a w dodatku kaszlał, lekarze mówili o Teplitz, o południu, o klimacie cieplejszym... o Włoszech...

W czasie choroby najwięcéj obchodząca Sławka sprawa dziennika, zdana na ręce poczciwych ludzi, ale nieobeznanych z dziennikarstwem, gorących, nieopatrznych... szła coraz gorzéj. Nie mówiono mu o tém, bo

  1. Cytowano Alboni, Ristori i t. p.