Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niema co i mówić z tobą... ale pamiętaj, przekonasz się, żeś padł ofiarą intrygi tego Drabickiego.
I w dodatku, patrz... bestya! jaką mi szramę na ręku zostawił!
— E! tobie nic nie będzie!... bywaj zdrów. Jeden po drugim przychodzili przyjaciele do Kanarka, ale widział po ich twarzy i mowie, że mu nikt tego wielkiego czynu nie miał za bohaterstwo... Zaczął już sam powątpiewać, czy czasem głupstwa nie zrobił. W mieście wiadomość o tém rozeszła się do południa, ale prawdy w opowiadaniach dojść było trudno. Drabicki był jednym z tych, którzy najszczerzéj nad wypadkiem ubolewali.
— Ja! mitygowałem Kanarka jak tylko mogłem, mówiłem tym, co go słuchać chcieli, przewidywałem, że to się skończy na awanturze, ale kto tego waryata powstrzyma! To szalona pałka! powinien się był o sto lat wprzódy urodzić. Przywidziało mu się, że to o nim tam pod imieniem Szczygła czy Szczygielskiego pisano... Nie mógłem mu tego wybić z głowy!...
Szkoda mi młodego człowieka, który się nie w swoją rzecz wdał!
Zdało się Drabickiemu, że się oczyścił z wszelkiego podejrzenia... a tymczasem postanowił korzystać ze składu nowego okoliczności. Obrachował bowiem, że nowy dziennik pozbawiony najgorliwszego swego wodza, dosyć