Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nasze idee z nas wyrość powinny. Może je słońce wieku oświecić i do życia powołać, ale wierzajcie mi, przywiezione z Francyi, z Niemiec, z Anglii doktryny na naszym gruncie zmarnieją lub w chwast pójdą...
Niech Bóg błogosławi dobrym chęciom, dodał kanonik — nie zapominaj wszakże, żeś katolik i Polak... nigdy... że nasz katolicyzm jaśniejszy był i gorętszy i rozumniejszy niż którykolwiek bądź, co go dziś sprowadzają z za gór i chcą zaszczepić na nas.
Machnął ręką... Sławek stał i słuchał.
— Nie lękaj się, ojcze, rzekł, ale téż i nie wierz lekko, gdy ci na mnie źli ludzie powiedzą, żem oszalał i ogłupiał... z początków wnosząc, miarkuję, że mnie nie jedno słowo niejasne... nie jedna myśl źle wypowiedziana, pod pręgierz wywlecze!!
— Pomódl się! cicho szepnął kanonik.


Lena siedziała w krześle, trzymając w ręku rolę nieznaczącą, którą jéj wyznaczono, a myślała pewnie nie o niéj, gdy do drzwi dziwnie jakoś zapukano...
Po chodzie byłaby poznała Sławka... domyśliła się, że to ktoś obcy i wstając, dosyć nieukontentowana, że jéj przerwano, odezwała się — proszę.
Drzwi otwarły się powoli, ostrożnie, i w progu ukazał się stary jegomość, przyzwoicie ubrany, nieznajomy cał-