Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

albo wy Pauluku, czyto nie rodzony brat? Toście patrzali a nic nie gadali i dawaliście jéj broić; a jacy wy teraz mądrzy, mnie to na głowę kłaść, jakbyście wy bezemnie nic nie mogli. Albo i wy także ojcze: alboto nié ma sposobu na takie rzeczy, alboto piérwszyzna z złą kobiétą rady sobie dać?
— Nie krzyczcieno, nie krzyczcie — wyrzekł ponuro ojciec rodzony Oxenia. — Stary ja i siwy, i wiem co robić, a nie miałbym chyba rozumu, żebym ją bił i kaleczył, kiedy ja jéj nie widział i nie złapał. Kobiéta wyłże się gładko, a nam trzeba wierzyć, bo i lepiéj. Pan kiedy zły, straszny, gorzéj wilka, jak ów powiadał (przysłowie Litwy i Poleszuków). A i wy nie bądźcie głupi mój synku, choćto i ty nie młokos; ale widział ja więcéj na świecie od was i inszych rzeczy, pamiętam jakto bywało. A chcesz prawdy? Gdybyto i tak było, tobie synku milczéć i cierpiéć, bo będzie biéda. W rączkę pocałuj żonkę, pokłoń się i cicho! Biéda będzie, powiadam.
— Będzie biéda! mnie! — zawołał Oxen coraz tężéj pijany, — alboto ja się boję. A co on mnie