Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bogata, kiedyś ty gospodynią, moja piękna Ulano — rzekł pomieszany i niewiele wiedząc co mówi Tadeusz.
— Albożto bogactwo! — odpowiedziała garncarzycha wzdychając.
— Wszyscy kochają.
— Tém gorzéj.
— Dlaczego?
— Czyżto pan nie wié? Jak ludzie kochają, to mąż nie kocha, a jak mąż nie kocha, nie ma zgody w domu: płacz tylko i biéda — gorzéj głodu.
— A mąż bardzo cię kocha?
— Ja nie wiem, musi kochać.
— Stary on, czy młody, bo wy czasem za młodszych od siebie mężów idziécie!
— O! mój stary!
— Jakto! stary? Któż ci kazał iść za niego.
— Zwyczajnie: ja z ubogiéj chaty, on bohatér.
— Biédna! — rzekł zcicha Tadeusz. — Taka piękna!
— Czyżto na długo! — pogardliwie szepnęła kobiéta.