Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dumał i głowę spuścił, i szedł tak dość długo, aż pies jego wierny towarzysz zaszczekał, a ktoś krzyknął bojaźliwie.
Tadeusz obejrzał się, — i zobaczył prostą wsi swojéj kobiétę: boso, w siwéj świtce, w białéj chustce na głowie, idącą zapewne do lasu po wiosenne grzyby, bo na plecach niosła krubkę na czerwonym zawieszoną pasie. Spojrzał i mimowolnie zatrzymał na niéj oczy, bo było coś tak wdzięcznego na jéj twarzy, w jéj postawie, a nawet prostym ale zręcznym ruchu, iż nie mógł pojąć, jakim sposobem tak piękna kobiéta była tylko prostą wieśniaczką. Patrzał i patrzał myśląc, że to był chyba ktoś przebrany. Twarz tak biała, usta tak świéże, włosy tak gładko uczesane pod białą chustką, ruch tak zręczny. Zkądże to na wsi, w Polesiu! Spojrzał na kosy chcąc wiedziéć czy była zamężną i nie postrzegł ich. Miała więc męża!
Tadeusz zbliżył się do niéj i uporczywie na nią spoglądał; ona się rumieniła i szła ciągle z rękoma w kieszeniach świty, z głową spuszczoną, jakby się wstydziła, że była tak piękną. Nie było uśmiechu na jéj twarzy, jaki po-