Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.

Chmurnym porankiem jesieni toczył się powóz ciężki i ładowny brzegiem jeziora, gościńcem zdaleka; powoli szły zmęczone konie po twardéj grudzie. Ulana siedziała, patrzyła i poznała konie i wyciągnęła ręce, i na krzyk co się chciał wyrwać z jéj piersi, głosu zabrakło.
W téj chwili odsunęły się firanki powozu i ukazała się głowa mężczyzny. Zdaleka, zdaleka, a ona go poznała, przeczuła go. To on był!
A za nim zwieszona na jego ramieniu, wychyliła się druga głowa: głowa młodéj, pięknéj