Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

namiętność przeszła już w nałóg i obowiązek, pokryty tylko szatą namiętności kłamaną. Ona tego nie postrzegła, pojąćby tego postrzegłszy nie mogła, jak nie pojmowała, ażeby miłość tak gorąca, tak drogo okupiona, mogła się kiedy skończyć, ostygnąć, przerwać. Dla niéj zawsze był to dopiéro wstęp do życia; ona skosztowała ledwie rozkoszy, a napiwszy się żółci, pragnęła jéj znowu, wyglądała chciwie.
Zimniejsze obejście Tadeusza przypisywała chorobie, osłabieniu, obłąkaniu prawie. Była pewna, że ze zdrowiem powróci miłość, szczęście, któremu już nic na zawadzie, prócz czarnego wspomnienia nie stawało.
W jéj sercu i wspomnienie to już się zacierało: ona tak kochała!!
Inaczéj Tadeusz: ten się niém męczył i gryzł w milczeniu, a widok Ulany był teraz dla niego żywym wyrzutem nieustannym. Kochał ją jeszcze, ale miłość tę wyrzucał sobie jak zbrodnię, i nieraz już myśl przebiegała mu przez głowę uwolnić się od niéj.