Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Nazajutrz Ulana równo ze świtem wróciła od siostry do chaty. Mąż, ojciec i brat spali. Ona jakby się już na wszystko odważyła, nie lękała się niczego, wzięła się do roboty.
— Nie zabije mnie — powiedziała sobie — a choćby zabił? tém lepiéj. Tak się powinna kończyć miłość, któréj mnie mój sokół nauczył. O! warto umrzéć skosztowawszy tego życia, bo krótkie, ale wielkie było szczęście.
I łzy jéj z oczu pobiegły, gdy przy blasku zgromadzonego łuczywa, ujrzała dziécię swoje