Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielebym znalazła. Sądzisz o mnie z siebie, ale to jest naturalne — dodała łagodnie — nikt ze swego stanowiska w życiu zejść nie może, ani widzieć inaczéj niż mu ono wskazuje. Ale, powiedz-że mi — odezwała się jakby umyślnie zmieniając tok rozmowy, — cóż ty stary bałamucie nie myślisz się ustatkować! ożenić?
Ruszył ramionami pan Kazimierz.
— Ja! ożenić! — zawołał śmiejąc się — ale bo to, widzi babunia, nie łatwa jest rzecz ożenić się dobrze, a źle jabym sobie nie życzył...
— Cóż znowu? świat szeroki, kobiet tyle i nie miałbyś sobie znaleźć.
— A! znaleźćbym znalazł może — mówił zwolna się rozgrzewając trzymający dotąd na wodzy pan Kazimierz — ale, zaraz przychodzą te nieszczęsne warunki... Rodzina wymaga krwi, nazwisko potrzebuje pozycyi pewnéj, do któréj majątek konieczny, nie można się ożenić z kimś bezimiennym, ani bez — posażnym.
— Dla czego? — poczęła spokojnie podkomorzyna — — mo — żnaby się ożenić dla siebie i dla szczęścia, nie żądać pozycyi a rachować na pracę, nie pragnąć majątku nad tę trochę, którą daje niezależność, a którą ty masz...
— To jest, miałem! — rozśmiał się Kazimierz — bo, muszę się przyznać, straciłem dużo...
— O! o tém wiem — rzekła babunia — ale czyjaż wina?
— Młodości! — westchnął Kazimierz.
— Na to jest wiek średni, aby jéj błędy naprawił i straty nagrodził, tylko, przyznaj się, pracować ci się niechce...
— A! niechce! niechce! — naiwnie śmiejąc się, rzekł pan Kazimierz. — Niech tam sobie ludzie mówią co chcą. Skłaniam głowę przed teoryami świętéj pracy, trudu błogosławionego i tam daléj... ja wolę uczciwe, szlacheckie sobie próżnowanko!